Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kamiloslaw1987 z miasteczka Puławy. Mam przejechane 30532.83 kilometrów w tym 1826.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kamiloslaw1987.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

150km<

Dystans całkowity:470.57 km (w terenie 2.00 km; 0.43%)
Czas w ruchu:20:16
Średnia prędkość:23.22 km/h
Maksymalna prędkość:40.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:168 (85 %)
Maks. tętno średnie:124 (62 %)
Suma kalorii:16081 kcal
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:235.29 km i 10h 08m
Więcej statystyk
  • DST 240.55km
  • Czas 10:44
  • VAVG 22.41km/h
  • VMAX 39.70km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • HRmax 168 ( 85%)
  • HRavg 124 ( 62%)
  • Kalorie 9213kcal
  • Sprzęt Kellys Madman '09 JUŻ NIE MA:(
  • Aktywność Jazda na rowerze

I co? Nie da się? Da się!!!!

Niedziela, 19 sierpnia 2012 · dodano: 20.08.2012 | Komentarze 15

No i stało się, pojechałem jeszcze raz do Radomia:) Chciałem pojechać 14 sierpnia ale tak się rozpadało, że nie dało rady a specjalnie wziąłem trochę wolnego w pracy..ale to nic, bo przecież udało się;) A teraz od początku:


Plan był prosty: wstać rano, wyruszyć na Radom, zrobić tam trochę kmów i wrócić nie za późno.
Wstałem o 3.00. Zjadłem śniadanie, umyłem się, ubrałem się i wyruszyłem. Miałem ponad 20 minutowy poślizg, bo mi kot sąsiadów wlazł do garażu i wyganiałem go:D tak więc punkt 4.20 wyruszyłem spod bramy domu w kierunku miasta. Normalnie bez przypału przez Centralną w stronę Góry Puławskiej. Przez most i na Jaroszyn i w kierunku Łęka wzdłuż wału.

Takie oto były poranne widoki:





Było na drodze paru rowerzystów ale jak się można domyśleć ludzie po prostu jechali na rybki:) I dalej non-stop cały czas prosto wzdłuż wału. Zrobiona została droga asfaltowa, która się ciągnie i ciągnie. Ja skręcałem na Wysokie Koło. Przez Gniewoszów bez problemów przejechałem i dalej na północ.







Były po prostu świetne mgły. Dalej nie jechałem na Kozienice jak to miało miejsce 2 lata temu a założyłem prostą rzecz..muszę jak najkrótszą drogę obrać do Radomia. Wybór był prosty i oczywisty -na Garbatkę Letnisko. Tereny są fajne ale asfalt tylko miejscami jest równy. Parę burków już rano nie spało i ujadały. Tereny bardzo ładne. No i teraz pozostało dojechać do Pionek. Droga tam też nie była zawsze równa ale tereny nawet jeszcze ładniejsze.



W Pionkach na liczniku miałem ok 45 km.



Nie wiem czy wspominałem przy ostatnim wpisie jak z Anią jechaliśmy ale Pionki to całkiem sympatyczna mieścina.
No i dalej już prosto do Radomia. Na trasie był jeszcze mały ruch.
Tak w ogóle to byłem ubrany tak: oczywiście spodenki rowerowe, koszulka, ocieplacze na nogi, koszulka z długimi rękawkami, dwie pary rękawiczek i dwie pary skarpet. Do tego pod kask chusta i opaska a na szyję szalik z polaru. Rano przecież było zimno. Na termometrze rtęć wskazywała ledwo 12 st. Chłodno mi było tylko na ramionach ale dałem radę. Dwie pary skarpet musiałem założyć, bo buty rowerowe są przewiewne a i tak te moje shimanowskie nie są tak przewiewne jak np sidi... to by dopiero by było:))

Zajechałem nad zalew w Siczkach. Tam mnie już nie było hohoho chyba ze 5 a może i 6 lat. Bardzo fajnie tam jest.







No i co ważne jest tam super ścieżka rowerowa.



Dotarłem do Radomia i na liczniku miałem trochę ponad 68km. Wychodzi na to, że jadąc trasą jaką obrałem zrobiłem o ok 6 km więcej niż jadąc samochodem przez Zwoleń.



I tu już czułem, że czas się rozbierać. Nie zrobiłem tego, bo wiedziałem że to się może źle skończyć. Pojechałem do mekdonaldu na Kielecką i tam zjadłem sznapki. Po tym jak mi się ubrania nieco wysuszyły rozebrałem się i jeszcze trochę poczekałem. Popaczyłem na mapę i tak jak pomyślałem tak też zrobiłem. Pojechałem w kierunku na Przytyk aby potem skręcić w lewo na..Domaniów. Tam już mnie dawno nie było. Z Maka do Domaniowa jest ok 27 km. No i dotarłem na Domaniów.



Dalej jeszcze trochę kręcenia i znalazłem się nad zalewem:)











Są trzy rzeczy jakich zazdroszczę radomiakom...po pierwsze primo KFC:) Po drugie primo Galeria Słoneczna:) i po trzecie i najważniejsze primo multimo..Zalew Domaniowski.



Szkoda, że czegoś takiego nie ma u Nas w pobliżu.
Tam wypocząłem i posiedziałem na plaży.





Było super, przez chwilę poczułem smak lata. bryza z jeziora powiewała a słońce przypiekało. Pewne momenty, chwile zapamiętujemy na całe życie i właśnie ten moment zapamiętam:)



Czas było się zbierać, także dokładnie tą samą drogą powrót do Radomia. Tu w Domaniowie wybiła mi setka.



Z powrotem na trasie do Radomia było większe natężenie ruchu ale dobrze mi się jechało.
Dotarwszy do Radomia zajechałem coś zjeść. Trochę się pokręciłem po mieście.











W Radomiu został zrobiony pierwszy w Polsce kontrapas i się po nim przejechałem:)







Niestety ale nie wziąłem żadnej zapinki i szukałem jakiegoś sklepu, gdzie mogłem na spokojnie zostawić rower. Musiałem kupić wodę. Wziąłem w saszetkach rozrabiany proszek, gdzie się wsypuje go do bidonu i masz izotonik. Super rozwiązanie polecam. Ponadto na podróż wziąłem same batoniki muesli.

Czas było pożegnać się z Radomiem i ruszać do domu. Wyjechałem ok 14.30. W drugą stronę mi się lepiej jechało. Przed Pionkami dłuższy postój.



Szybko przejechałem przez Pionki i dalej w kierunku na Garbatkę Letnisko. Przez nią jechałem też w miarę szybko a jest ona bardzo rozległa.



I jak już dojechałem do głównej szosy na LPu to... pojechałem na Dęblin przez Opactwo. Tuż przed mostem w Dęblinie miałem jak by to nazwać ..przed kryzys. Nie był to kryzys ale już nie było tak super. Przejechałem przez most i przez miasto. Zajechałem w moje ulubione miejsce w Dęblinie, czyli szkoła orląt.





I tu pojawił się Kryzys. Nie chciałem wstać. Już było mi ciężko ale.... co mnie pozytywnie nastawiało to to, że pojawił się gdy na liczniku pojawiło się 200 km:)))



Zebrałem się i pojechałem dalej. Na LPU pojechałem przez Kleszczówkę, Niebrzegów i Bobrowniki. Tutaj już jechałem max 20 km/h. Przejechałem przez Gołąb i tak do szosy na LPU. I wciąż jechałem max 20. W końcu dojechałem do Puław. Byłem już bez picia, także na oparach mocy jechałem. No i nadeszła chwila, gdzie pojawiło się 231 km:) ale... pokręciłem się jeszcze trochę po mieście i zrobiłem więcej;)



I takim też sposobem pobiłem swoją życiówkę:) Wyprawa równie fascynująca do poprzednia. Na pewno ją zapamiętam:)
I co się okazało? Organizm wytrzymał i ma pamięć. Zapamiętał wysiłek i na drugi dzień, czyli kiedy to piszę jedyne co mnie boli to kark i palce u nóg. Zero zakwasów i lekkie zmęczenie. Z tymi butami to na nowy sezon muszę pomyśleć o zmianie bo się już po 14 tys km zdeformowały.

No i co da się? Da się!!! Na pytanie po co mi to było odpowiadam tak: Jestem niezniszczalny ale.. ten czas minie, więc korzystam z tego pełnymi garściami i pokonuje kolejne bariery.

I tak na koniec.. następna życiówka nie będzie robiona na kellysie;)


Kategoria 150km<, Samotnia


  • DST 230.02km
  • Teren 2.00km
  • Czas 09:32
  • VAVG 24.13km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • HRmax 161 ( 81%)
  • HRavg 123 ( 62%)
  • Kalorie 6868kcal
  • Sprzęt Kellys Madman '09 JUŻ NIE MA:(
  • Aktywność Jazda na rowerze

po bułki do sklepu

Piątek, 23 lipca 2010 · dodano: 23.07.2010 | Komentarze 9

A tak na poważnie to co za podróż..
A jaka przygoda! Na pewno największa w życiu. Ale po kolei.
Wcale niechodzi tu o podróż do sklepu po bułki:) Chodzi o wyprawę do Radomia, którą planowalem od dawna. Nadarzyła się w końcu okazja do wyjazdu i coż..podjąłem się tej morderczej wycieczki.
W przeddzień wyprawy wszystko sobie przygotwałem, czyli:
dętki
pompkę
przejściówka na wentyl presta
mapa
żarcie
płyny
narzędzia
papier toaletowy
chusteczki higieniczne
dokumenty
kasa


Wstałem o 3.45. Zjadłem śniadanie składające się z dwóch bułek drożdzowych z białym serem i dżemem truskawkowym oraz płatki jęczmienne mleczkiem kokosowym. dzień wcześniej zjadłem na noc płatki ryżowe z dżemem truskawkowym. Czytałem gdzieś, że podobno kolarze przed maratonem jedzą wysokowęglowodanową kolację aby uzupełnić zapas węglowodanów. I to sie chyba sprawdziło, bo jeszcze szybciej jechałem niz kiedy wybierałem się do Kozienic robić pierwszą setkę.


Trasa jaka sobie obrałem wyglądała tak:



Z tym wyjątkiem, że na początku pojechałem ulicami: Centralna - Piaskowa - Dęblińska i do Gołębia. Jechało się fajnie i przyjemnie. Miałem piękne widoki.

Gotowy do walki © kamiloslaw1987


Pulawy wczesnym rankiem © kamiloslaw1987


Pulawy wczesnym rankiem © kamiloslaw1987


Pulawy wczesnym rankiem © kamiloslaw1987


Pulawy wczesnym rankiem © kamiloslaw1987


Pulawy wczesnym rankiem © kamiloslaw1987


Pulawy wczesnym rankiem © kamiloslaw1987


W drodze do celu © kamiloslaw1987


W drodze do celu © kamiloslaw1987


W drodze do celu © kamiloslaw1987


W drodze do celu © kamiloslaw1987


W drodze do celu © kamiloslaw1987


W drodze do celu © kamiloslaw1987


W drodze do celu © kamiloslaw1987





Dotarwszy do Kozienic zrobiłem dłuższą przerwę na śniadanie.

Odpoczynek w Kozienicach © kamiloslaw1987


Od Kozienic tak jak przypuszczałem było juz o wiele ciężej ze względu na wiatr w twarz. Było kilka podjazdów ale niebyło tragedii.
Odziwo do Radomia dotarłem o godzinie 9.40, czyli znacznie wcześniej niz przypuszczałem. Myślałem, że dotrę o godzinie 11 a tu proszę jaka niespodzianka. Niestety kolejną niespodzianką był objazd ze względu na przebudowę drogi. Musiałem zrobić kilkukilometrowe koło. Co dziwne żaden kryzys mnie niedopadł kiedy na liczniku pojawiła się setka.

Najpierw pojechałem na Żeromę w celu zjedzenia loda. tak wogóle to dziwnie sie jeździ po Radomiu. Mam na mysli to, że przez te 4 lata studiowania chodziłem wszędzie albo jeździłem samochdem badź autobusem miejskim. Ciekawe uczucie.
Potem pojechałem na Kielecką do Mc'Donnald'a.

Mój pierwszy cel © kamiloslaw1987


Odpoczynek w Mc'Donnalds © kamiloslaw1987


Mc'Donnald w Radomiu © kamiloslaw1987



Zamówilem dużą Colę, dużego Szejka:), kanapke z wołowiną? oraz dwię tortille. Było bardzo smaczne ale potem jeszcze dokupiłem jakis deser na bazie szejka, ciastko jabłkowe oraz dużą kolę. Od razu zrobiło mi się lepiej.


Ale po tym jakże obfitym obiedzie żołądek niezdążył jeszcze wszystkiego przetrawić a ja juz ruszyłem w trasę. Jeździłem tak przez 20 min ale potem poczyłem nagły wzrost mocy:)
Coż mogę powiedzić o Radomiu. Miasto w moim mniemaniu całkiem fajne, choć ma zła opinię. Mowi się o nim miasto dresiarzy, hanlarzy i złodziei. Wedlug mnie Radom da się lubić. Moze i niema zbyt wielu ciekawych miejsc ale jakoś tak mam, że lubię tam wracać. Jest z tym miastem wiele wspomnień, które przypominałem sobię jeżdżąc po nim. Mało fotek, bo naprawdę niewiedziałem co mam pokazać. Chciałem pojechać na zalew do Domaniowa, lecz mówili w radio o burzowej pogodzie zbliżającej się do regionu.


W Radomiu © kamiloslaw1987


W Radomiu © kamiloslaw1987


W Radomiu © kamiloslaw1987


W Radomiu © kamiloslaw1987


W Radomiu © kamiloslaw1987


W Radomiu © kamiloslaw1987


W Radomiu © kamiloslaw1987



Pojechałem na jedno z osiedli kupić zapas wody i pojechałem w stronę Kozienic. Niestety ale kupilem złą wodę. Jakoś tak mam, że samą woda się nienapiję. Dalej zaczyna mnie suszyć po wypiciu całej butelki i mam taki posmak gorzko-kwaśny. Niestety ale soki, ktore kupiłem: jablkowo-miętowe i jabłkowo- wisniowe także nic nieposkutkowaly. Kupiłem Nestea 1,5 L w jakijś mieścinie za 5zl!!( zdzierswo!!!) i trochę pomogło. Tak naprawdę to pomaga mi Cola.
Upał dawał się we znaki. Coraz częściej zaczynałem się zatrzymywać na postój.


Już zaczynalem się męczyć na 160 km. Na dodatek palec u nogi dziwnie mnie parzył i zaczynał bolec. Niewiem czy to może wina butów czy upału. No ale przecież musiałem jechać, także musiałem sie wziąć w garść, niemarudzić i jechać. Jak dojechałem do Kozienic, to miałem przykra niespodziankę. Wiatr zmienił kierunek i miałem go wmordęwind. Męczyłem się strasznie. Ciężko było utzymać przedkość na poziomie 20 km/h. Tylko czekałem aż dojadę do Dęblina. Dokładnie w centrum tego miasta osiągnąłem 200km. Bylem bardzo szczęśliwy i chyba dzieki temu jechałem dalej. Za Dęblinem odpoczywałem coraz częściej.

W drodze powrotnej © kamiloslaw1987


Jeszcze kilkanaście kilometrów © kamiloslaw1987



Miałem o tyle szczęścia, że lasy przysłaniały mi słońce. Na sam koniec zmodyfikowałem trasę. Chciałem uniknąć słońca, także niepojechałem na Gołąb, tylko w stronę stacji PKP Gołąb i dalej prosto na w stronę Azotów.

Hehe © kamiloslaw1987


Przez Puławy przejechałem już naprawdę ostatkiem sił niezatrzymując się.
Jakże byłem szczęśliwy kiedy to dotarłem do domu. W dodatku kiedy zatrzymałem się tuż przed bramą na liczniku miałem 230km.

Wyniki © kamiloslaw1987


Wyniki © kamiloslaw1987




Wyprawa naprawdę udana. Jak dotarłem do domu dosłownie kamień spadł mi z serca. Jakie przyjemne uczucie wypić herbatę z cytryną, a jak przyjemnie wskoczyć pod prysznic.
Myjąc się zdałem sobię sprawę czego wogóle dokonałem. Przekroczyłem nieprzekraczalną dla mnie barierę. Przeciez calkiem niedawno zrobiłem pierwszą w życiu setkę a teraz pierwsza dwusetka. Ja zdaję sobie sprawe, że wielu z was zrobiłoby ten dystans z palcem niepowiem gdzie:) Dla mnie to był ogromny wysiłek. Niesammowite, bo przecież zacząłem jeździć od końca lutego po bardzo długiej przerwie.
Na jednym z wpisów zadałem sobie pytanie dlaczego to robię, dlaczego jeżdżę?
Na początku chciałem po prostu spalać kalorie aby zbić wagę. I tak od września ubiegłego roku udało mi się zbić ponad 20 KG ale nie w tym rzecz. To właśnie dzisiaj zdałem sobię sprawę, że rower stał się jakąś odskocznią od rzeczywistści, a nawet jakimś sposobem na życie. Kiedy jadę niemyśle o problemach i zmartwieniach.
Bardzo dumny jestem z tego osiągnięcia. Uświadomiłem sobie także, że skoro potrawfię przekroczyć 200km to potrafię wszystko. Chodzi mi o to, że jak się postaram to granice przestana istnieć. Chyba rower dodał mi pewności siebie i siłę do dalszej walki!


Dodam na koniec, że mam 3 powody do dumy. Po pierwsze moja pierwsza dwusetka. Po drugie przekroczyłem 5000km. Po trzecie przekroczyłem 1400km w lipcu.


Kategoria Samotnia, 150km<